czwartek, 23 kwietnia 2015

11 Mołdawia - Kiszyniów



Na centralny dworzec autobusowy przyjechałem o 6 rano. O razu przypomniała mi się moja pierwsza, w dodatku dość niespodziewana (nie chciało mi się nocować w Kamieńcu Podolskim, a jedyny bus, który odjeżdżał nocą był do Kiszyniowa) podróż do Mołdawii, kilka lat temu. Wtedy też przyjechałem bladym świtem, tyle że na inny dworzec, trochę dalej od centrum. Było ciemno, zimno, nie miałem żadnego przewodnika ni mapy, w okolicy kręciło się mnóstwo psów, a kiedy udało mi się znaleźć całodobowy kantor i wymienić dolary, dostałem banknoty jak z gry Monopoly ;)
Chciałem wyjeżdżać pierwszym możliwym autokarem - na szczęście poczekałem, zaświeciło słońce, zrobiło się ciepło i przyjemnie, a Kiszyniów okazał się gościnnym i całkiem przyjemnym, pełnym zieleni miastem.


Tym razem postanowiłem przeczekać godzinkę w poczekalni dworca autobusowego - zwróćcie uwagę na olbrzymią socrealistyczną mozaikę.



Nie byłbym sobą, gdybym nie wypatrzył tam kotka :)



Na piętrze znajduje się tania jadłodajnia, którą polecał ktoś na forum rosjapl.info - zdjęcie zrobione trochę później, bo o 7 rano była jeszcze zamknięta.



Tuż obok dworca jest targ - poszedłem poobserwować jak budzi się do życia.


Najpierw ciężarówkami przywożą świeże mięso.



Jatka - panie zajmują się wykrawaniem co smakowitszych kąsków.



Tutaj kotki na pewno nie chodzą głodne.



Dział z nabiałem - podobnie jak na polskich kleparzach, można kosztować do woli.



Różne surówki i sałatki prezentują się apetycznie i bardzo kolorowo.



Jest kilka lokali gastronomicznych, w których można coś przekąsić.



Jednak większość klientów o 7 rano nie zakuszała... smutni panowie po 40tce zamawiali pięćdziesiątkę lub sto gram, ciężko wzdychali, wypijali jednym haustem, po czym jak gdyby nic, szli do pracy :)


Ja skusiłem się na kiełbaski mici i popiłem pepsi - nawet dla mnie było trochę za wcześnie na piwo... zwłaszcza po dwóch "setkach" hehe ;)


Ale można było też popić wodą z saturatora.


Przed sklepem z odzieżą stały manekiny ukradzione z planety Pandora, gdzie żyje rasa Na’vi - pamiętacie film "Avatar"? ;)



Kotki i psy żyjące na tym targu tolerują się nawzajem i nie wchodzą sobie w drogę.


Spodobał mi się plakat z lokomotywą.


Ale dworzec kolejowy w Kiszyniowie, ma niestety marginalne znaczenie. Są połączenia z Bukaresztem, Moskwą i Mińskiem, plus kilka lokalnych i to właściwie wszystko.



W pobliżu dworca, przy całodobowej kawiarni, spotkałem Pana Ropucha!


Znaki ostrzegają, by nie pić schodząc po schodach... bo może się wylać ;)



W okolicy ronda w centrum, wsiadłem do busa 174, który miał mnie zawieźć w pobliże kociej atrakcji Kiszyniowa.


Przed restauracją zaparkowano reklamującego ją ślicznego, klasycznego mercedesa.



Pod adresem Burebista 38 mieści się restauracja Old Riga Cat House!



Koci Dom... ale dlaczego Ryga? Przecież jestem w Kiszyniowie w Mołdawii...


To takie nawiązanie do Kociej Kamienicy ze stolicy Łotwy.


Gdzie na dachu znajdują się figurki dwóch kotów (więcej o tym, w rozdziale Łotwa i Litwa - już niedługo na blogu :)


Pan administrator powiedział mi, że w restauracji jest 200 kotów!



No to zacząłem liczyć - cztery już są :)



Wkrótce jednak zaprzestałem tej "zabawy". Nie dlatego, bym był kiepski z matmy (a może?;) ale okazało się, że część tych kotów jest identyczna i się powtarzają - np. na kartach menu, czy te na witrynach.



Oczywiście ilość kotów w tej restauracji zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie.




Po obfotografowaniu niemal wszystkiego co się dało, postanowiłem spocząć, by pojeść i  popić :)


Piwa Old Riga były bardzo dobre - zwłaszcza niefiltrowane mi zasmakowało.


Wreszcie miałem okazję skosztować mamałygę - zwaną słońcem na stole - to to żółte jakby ktoś nie wiedział ;) Do tego pyszne mięsko, jajko sadzone, bryndza i śmietana. Mmmmiau Pycha! 


Po tych wszystkich piweczkach, obowiązkowa wizyta w toalecie.


Nie było zaskoczeniem, że też są kocie akcenty (nie chciałem pisać "kocia toaleta",bo to przecież kuweta ;)


Podziękowałem miłej obsłudze i administratorowi za kilka cennych informacji. Będąc bardzo zadowolonym, przed wyjściem pogłaskałem jeszcze kotka pod brodą - jednak nie zamruczał...


Kiszyniów skrywał jeszcze jedną kocią atrakcję, ale o tym przeczytacie w następnym rozdziale, za kilka dni.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz