piątek, 31 października 2014

05 Rumunia - Transylwania - Kluż-Napoka


W busie spało mi się całkiem dobrze - musiałem być chyba bardzo zmęczony, no i wypite piwka też zrobiły swoje ;) W środku nocy, na granicy pobudka i sprawdzanie paszportów - dziwne, bo zarówno Węgry jak i Rumunia są przecież w Unii. Przestawiłem zegarek godzinę do przodu i znów zapadłem w sen. Obudziłem się dopiero wczesnym rankiem, kiedy bus dojechał do celu. Oczywiście nie zatrzymał się na dworcu autobusowym, tylko na ulicy obok. Wysiadłem i "przywitał" mnie taki oto plakat.


Cluj-Napoca to 300-tysięczne miasto. Może i ładnie położone, ale jakoś mnie nie zachwyciło.


Na jednej z głównych ulic minąłem neogotycki Pałac Szekely z XIX wieku, w otoczeniu oblepionych reklamami "koszmarków" nowoczesnej architektury. 


A tu na pierwszy rzut oka, przyjemny widoczek na rzeczkę Mały Samosz, która przepływa przez miasto.


Ale kiedy baczniej się przyjrzeć, widać ten cały syf dookoła - i wystawiona w oknie ładna niebieska doniczka niestety tego nie zmieni.


Najważniejszym zabytkiem jest kościół rzymskokatolicki św. Michała, którego budowę po z góra 200 latach ukończono wreszcie w 1580 roku. Jest to drugi co do wielkości kościół w Transylwanii.


Przed świątynią stoi pomnik króla Węgier i Czech - Macieja Korwina. Wśród innych koronowanych głów, które składają mu hołd jest również Stefan Batory.


Ponieważ była niedziela, w środku trwało poranne nabożeństwo.


Przed wejściem do kościoła, na Placu Unirii, pozostałości po rumuńskim odpowiedniku Oktoberfest. Było trochę za wcześnie by napić się piwka, a snujący się po placu ochroniarze z kałasznikowami, spoglądali na mnie niezbyt przyjaznym wzrokiem.


W Kluż-Napoka znalazłem jeszcze jeden konny pomnik - Michała Walecznego. 


Zwiastun zachęcił mnie do sięgnięcia po trwający blisko trzy i pół godziny film o dzielnym hospodarze Wołoszczyzny, Mołdawii i Siedmiogrodu. Poniżej herb Hospodarstwa Mołdawskiego.


Na śniadanie zjadłem pysznego precelka na ciepło.



I przespacerowałem się wyludnionymi o 8 rano uliczkami na dworzec. W latach 70-tych nie tylko rankiem ulice w Kluż-Napoka były wyludnione. Grasował tu wtedy seryjny morderca Romulus Veres, któremu diabeł nakazywał zabijać kobiety młotkiem. Oskarżono go o pięć zabójstw, chociaż w państwie komunistycznym ta liczba mogła zostać zaniżona, aby nie wzbudzać paniki. Ulica szeptała, że był sprawcą blisko 200(!) napadów.


Po drodze zwróciłem jeszcze uwagę na interesujący domek dla ptaków ;)


Jak to zwykle bywa - przed dworcem stoi zabytkowa lokomotywa :)


Szkoda, że żaden pociąg nie jechał w najbliższym czasie do Sighisoary.


Nad strumykiem zauważyłem kotka, ale obawiam się, że zdążył uciec zanim wyciągnąłem aparat...


Taki dworzec autobusowy trochę nie przystoi miastu, którego klub piłkarski jeszcze niedawno grał w Lidze Mistrzów. Okazało się, że do Sighisoary jeździ tylko jeden autobus dziennie. Trudno, postanowiłem pojechać z przesiadką.


I tak, po ponad dwóch godzinach jazdy dotarłem do Târgu Mureș - najbrzydszego miasta jakie widziałem podczas dotychczasowych kocich podróży. Autobus zatrzymał się na jakiejś głównej ulicy - żeby było śmieszniej, nawet nie na przystanku ;)  Dowiedziałem się, że jeśli chcę dojechać do Sighisoary, to powinienem stać w tym samym miejscu za półtorej godziny. No to udałem się na krótki spacer.


Smutno mi to stwierdzić, ale przez 90 minut spaceru, poza tym kotkiem, nie zauważyłem w mieście niczego ładnego. Koszmarny urbanistyczny syf i chaos otaczał mnie dookoła. Co ciekawe bus do Sighisoary faktycznie przyjechał w miarę punktualnie w umówione miejsce.


Tym razem czekała mnie tylko jakaś godzinka jazdy.


Widoki za oknem? Chałupy stojące na przysłowiowe "słowo honoru".



Pomniki samolotów!



Cyganie podróżujący furmankami.



Liczne, rozsiane wzdłuż drogi stragany z cebulą i okazałymi warkoczami czosnku. Ale to chyba nic dziwnego - znalazłem się przecież w krainie wampirów ;)


Im bliżej Sighisoary tym krajobraz za oknem wydawał się ładniejszy. Trochę przypominał nasze polskie Bieszczady.


Przed wyruszeniem w podróż do Transylwanii pamiętajcie, by koniecznie obejrzeć znakomity film Tony'ego Gatlifa, z Asia Argento w głównej roli.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz