wtorek, 14 kwietnia 2015

10 Rumunia - Bukareszt


Przypadkowo przechodziłem koło Dracula Vampire Pub - poza jedną kiczowatą figurą woskową, nie zauważyłem nic ciekawego, więc nawet nie zostałem na piwo.


Za to na ulicy Nicolae Tonitza spostrzegłem coś, co sprawiło że wstąpiłem do tej restauracji.



Ciekawe czy celowo koci obraz został powieszony w takim miejscu, że widoczny doskonale z ulicy miau przyciągać wzrok przechodniów :)



Niestety kelnerka nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiedziała też jak długo tu wisi i kto jest autorem.


Po zmroku (o dziwo) zrobiło się znacznie przyjemniej - choć wciąż padało.


W blasku neonów miasto wyładniało.


Inna sprawa, że nie było widać tego syfu dookoła, jaki w dzień rzucał się w oczy.



A także okolica była znacznie bardziej reprezentacyjna.



Obszar między Calea Victoriei a bulwarem Nicolae Balcescu, to kilkanaście wyłączonych z ruchu samochodowego uliczek, pełnych knajp i restauracji.



Przyjemnie mi się nimi spacerowało. Przy okazji rozglądałem się, czy wśród tych kilkudziesięciu lokali, nie znajdę pubu Black Cat czy czegoś podobnego.


Niestety nie znalazłem. Za to niespodziewanie natknąłem się na Wilczycę Kapitolińską(!) karmiącą Romulusa i Remusa... Przez chwilę pomyślałem, że chyba za dużo wypiłem, ale zaraz przypomniałem sobie o powiązaniach Rumunii z Imperium Rzymskim, więc wszystko jasne :)


Ruiny starego dworu. Za czasów Włada Palownika znacznie rozbudowanego, stąd jego popiersie.


Zaraz obok jest cerkiew św. Antoniego - najstarsza zachowana cerkiew w Bukareszcie.


Dotarłem do Piata Uniri - to olbrzymi Plac Zjednoczenia.

Pośrodku ronda znajduje się tańcząca fontanna.




Plac Zjednoczenia przecina Bulwar Unirii, o długości ponad 3 kilometrów.


Socrealistyczne Pola Elizejskie ciągną się aż do Pałacu Parlamentu. Na tym odcinku "tańczą" podświetlone fontanny, w rytm przeróżnej muzyki - podczas półgodzinnego spaceru mogłem usłyszeć nawet utwory Ennio Morricone ze spaghetti westernów!


Bukareszt często nazywany jest - nieco na wyrost - "Paryżem Wschodu" (tudzież "Paryżem Południa"). Rumuni mają swój Łuk Triumfalny, swój dworzec Gara de Nord, a także swoją wersję Pól Elizejskich - nawet dłuższą od oryginalnych o całe 6 metrów. Jednak o ile w stolicy Francji reprezentacyjna ulica pełna jest restauracji i drogich butików, na Bulwarze Unirii pośród socrealistycznej zabudowy, takich miejsc można ze świecą szukać. Jak widać na zdjęciu, spacerowiczów też jakby niewielu, choć dochodzi dopiero 20ta.


Jeszcze szybkie spojrzenie na Pałac Parlamentu - jakoś tak niezbyt efektownie oświetlony.


Niedaleko dworca Filaret udało mi się znaleźć tylko jeden czynny lokal, w którym mogłem napić się piwka - elegancką włoską restaurację. Trzeba było się wreszcie wysuszyć po całym dniu łażenia w deszczu i uzupełnić notatki. Bukareszt pokazał mi dwa różne oblicza. Brzydki w dzień, niczym jakaś kurtyzana pięknieje nocą - jednak gdyby miau jeszcze trzecie, kocie oblicze, byłbym znacznie bardziej usatysfakcjonowany ;)

--------------------------------------------------------------------------------------------

W grudniu 2015 roku był w Bukareszcie nasz koci korespondent Łukasz Dziatkiewicz, który podesłał jeszcze parę zdjęć :)















3 komentarze:

  1. Trzeba przyznać, że Bukareszt nocą wygląda naprawę pięknie. Najbardziej klimatyczne są te wąskie uliczki z restauracjami.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie koty, to małpy. Widziałeś żeby kot tak siedział?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam wszędzie widzę koty :)
    Ale faktycznie, jak teraz się przyjrzeć (na trzeźwo) to mogą być małpy... Ale, żeby nie było faux-pas, uznajmy, że są to małpo-koty :) Skoro Peter Jackson w "Martwicy Mózgu" mógł stworzyć małpo-szczura, to tym bardziej jakiś anonimowy artysta mógł namalować małpo-kota!

    OdpowiedzUsuń