czwartek, 8 marca 2018

JAPONIA 27 - Tokio - Nennekoya (Yanaka) i Imado Shrine (Asakusa)






W tym rozdziale przedstawię dwa niezwykłe kocie miejsca na mapie Tokio. Będzie zarówno strawa dla ducha, jak i dla ciała. Zacznę od najstarszej na świecie Cat Cafe - Nennekoya. Chociaż nie jest to typowa kocia kawiarnia, bo powstała jeszcze zanim takie miejsca stały się modne. Oficjalnie pierwszą na świecie Cat Cafe otwarto w 1998 roku na Tajwanie, natomiast w Japonii w 2004 roku (a do 2010 roku powstało ich w Kraju Kwitnącej Wiśni kilkadziesiąt). Tymczasem Nennekoya ma już 22 lata! Jest to połączenie galerii, sklepu, restauracji i kawiarni - kociej oczywiście :)



Przechadzając się po wąskich uliczkach dzielnicy Yanaka (zwanej potocznie Cat Town) koniecznie trzeba trafić w to niezwykłe miejsce.




Kotki zachęcają do wejścia, co jednak nie jest takie proste - po pierwsze wejście jest gdzie indziej, po drugie, w środku jest zaledwie kilka stolików, więc warto zawczasu zrobić rezerwację.


W czasie półgodzinnego oczekiwania aż zwolni się stolik, reżyser załatwiał przez telefon pozwolenie na filmowanie.



A ja mogłem podziwiać kocią wystawkę przed lokalem :)







Można przejrzeć menu i poczytać stare gazety zachwalające lokal.





Wreszcie mogliśmy wejść do środka.



Pamiętając oczywiście o wcześniejszym zdjęciu butów.




Szybkie przywitanie z kotkami.


I wkroczyliśmy w dziwaczny koci świat.









Jest nawet mini kocia świątynia nad drzwiami!



Sala naprawdę niewielka - zaledwie cztery stoliki.



I wylegujące się w różnych miejscach koty.





W końcu udało mi się wygodnie usadowić na poduszce :)



Siedząc na tatami przy niskim stoliczku, czułem się jak postać z filmu Yasujiro Ozu - tak więc to zdjęcie jest zrobione ze złej perspektywy ;)



Na przystawkę dla Kociego Podróżnika, zaserwowano rybne przysmaki.



Danie główne, to kocia wersja kare raisu.
Co to takiego? Już spieszę z wyjaśnieniem, za Wikipedią:
"Curry z ryżem zostało spopularyzowane w Japonii poprzez kuchnię angielską w końcu XIX wieku (okres Meiji). Brytyjscy handlarze przywozili do wyzwolonej z izolacji Japonii przyprawy pochodzące z Indii, wówczas podległych administracji brytyjskiej. Curry szybko zyskało popularność i jest do dziś jadane w Japonii na wiele różnych sposobów, z których najpopularniejszym jest curry z ryżem (samo słowo karē w Japonii oznacza właśnie tę potrawę). Typowa porcja curry z ryżem składa się z ugotowanego ryżu oraz sosu-potrawki, składającego się z wody, przyprawy curry, pokrojonego w kostkę lub paski mięsa (zwykle wołowego bądź drobiowego, rzadziej wieprzowego) oraz warzyw – najczęściej marchwi, cebuli, ziemniaków, czosnku i papryki. Po podsmażeniu cebuli, czosnku i mięsa zalewa się je wodą, wsypuje przyprawę i gotuje, a następnie dodaje pozostałe warzywa i całość dusi ponownie, aż uzyska się gęsty sos. Często do curry dodaje się chili oraz sos sojowy".

Jeszcze taka uwaga dla przyszłych smakoszy - danie to je się łyżką, a nie pałeczkami.



"Biały ryż i bura kałuża sosu z glutaminianu sodu. Dotknęłam go pałeczkami (...). Przełknęłam pierwszy kęs. Poczułam się jak w więzieniu. Myślę, że jedzenie wydawane w więziennej kuchni wygląda i smakuje podobnie." - tak "podróżniczka" Pawlikowska opisuje w książce "Blondynka w Japonii" swoje kulinarne przeżycia. Mam nadzieję, że nikt nie sugeruje się licznymi głupotami, jakie tam się znajdują. Kare raisu, może nie wygląda pięknie (w zwykłym lokalu oczywiście, bo tu jest mega kawaii :), ale smakuje wyśmienicie - obok okonomiyaki i ramenu, to moja ulubiona japońska potrawa!



Nie mogło się obejść (objeść? ;) bez deseru.




Zamiast kawy, wybrałem oranżadę, w takiej dziwnie otwieranej butelce, pamiętającej jeszcze czasy ery Showa.



Cóż za smak wspomnień - bardzo podobny do naszych oranżadek sprzedawanych za komuny (czyli niemal w tym samym czasie, co w Japonii trwała era Showa).


Po posiłku nadszedł czas na zabawy z kotkami.



To w końcu koty japońskie, więc nic dziwnego, że bawią się w cosplay :)






Przebranie kociego podróżnika?




Musieliśmy się powoli zbierać, więc kotek wskazał nam wyjście.


Jeszcze szybki rzut okiem na 1001 kocich drobiazgów.



I nagle zauważyłem zdjęcie popularnego wrestlera.



Chyba tylko w Japonii i Meksyku, spotyka się takie uwielbienie do zamaskowanych zapaśników. Twierdzę to jako wierny fan Santo oczywiście :)


Japoński odpowiednik Santo (Tygrysia Maska?) i zapewne właścicielka lokalu - o popularności robienia sobie zdjęć ze sławnymi klientami, już pisałem wcześniej na blogu.



Na koniec czas na pamiątkowe fotki :)




Polecam krótki filmik z wizyty w Nennekoya:


Więcej o tej klimatycznej dzielnicy pisałem w poprzednim rozdziale. Yanaka pozostanie jednym z moich ulubionych miejsc w Tokio. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz tam wrócę, bo jak można wyczytać z gazet, zostało mi jeszcze kilka kocich miejsc do odwiedzenia :)




Pora na strawę dla ducha. Wizyta w świątyni, w dzielnicy Asakusa, a konkretnie w jej północnej części - Imado. Tym razem to (jeszcze) nie Sensō-ji (będzie o niej w rozdziale 33), a mała, pomijana (niestety) przez większość turystów Imado Shrine. To także jedna z ze świątyń Shichifukujin (Siedmiu Bogów Szczęścia), które są rozsiane po całej dzielnicy (patrz mapka poniżej).


Imado Jinja, to oczywiście chram shintoistyczny, więc w sferę sacrum wkraczamy przez bramę torii. Początki świątyni sięgają 1063 roku. Jest to popularne miejsce wśród młodych kobiet, które modlą się o spotkanie wymarzonego partnera i udane małżeństwo.



Temizuya - miejsce gdzie należy się rytualnie oczyścić, przemywając wodą ręce i usta.



Teraz już mogłem pójść się pomodlić. Imado Jinja to miejsce narodzin Maneki-neko (wszyscy mam nadzieję kojarzą figurkę szczęśliwego kotka, z podniesioną prawą łapką).
Dawno, dawno temu, w dzielnicy Asakusa żyła pewna stara kobieta. Mieszkała ze swoim ukochanym kotem. Była jednak tak biedna, że musiała rozstać się ze zwierzakiem. W dniu, w którym puściła go wolno na terenach świątyni, kot pojawił się we śnie staruszki i powiedział, żeby stworzyła figurkę na jego podobieństwo. Tak też kobieta zrobiła, a kocia figurka okazała się na tyle popularna, że wkrótce zaczęła je robić niemal hurtowo. Zarobione ze sprzedaży pieniądze pozwoliły jej wyjść z biedy i tak w Asakusie narodził się kult maneki neko.
Jest to to jedna z pięciu popularnych legend o narodzinach maneki neko - do zapoznania się z inną, związaną ze świątynią Gotoku-ji, zapraszam do rozdziału 32.
Pierwsze udokumentowane zapisy dotyczące popularnego kotka, pochodzą z połowy XIX wieku.



Okazało się, że trzeba swoje odstać w kolejce.



Tego dnia wielu wiernych przyszło pokłonić się kocim bóstwom.




Wreszcie nadeszła moja kolej - wrzucam monetę, pociągam za sznur z dzwonkiem Suzu (uwielbiam :), by oznajmić bóstwom swoje przybycie. Kłaniam się dwa razy, również dwa razy klaszczę, modlę się (ale krótko, bo muszę pamiętać, ze za mną stoi jeszcze wielu pielgrzymów) i na koniec kłaniam jeszcze jeden raz.



O ile nie miauem najmniejszego problemu, by modlić się do kota, to spoglądając na małpę odczuwałem.dziwne mrowienie na karku (może dlatego, że nie lubię złośliwych małpich śmierdzieli? ;)  Jakby tego było mało, po prawej widać Fukurokuju - jednego z Siedmiu Bogów Szczęścia, zapewniającego (oczywiście) szczęście, ale również długowieczność. Będąc w dzielnicy Asakusa, można odwiedzić inne świątynie, by spotkać pozostałą szóstkę :) Ja widziałem już wcześniej Daikokutena (tego od bogactwa i... szczęścia), ale było to w Kioto (rozdział o Kiyomizu-dera).



Postanowiłem rozglądnąć się po okolicy.



Charakterystyczne dla religii shinto, drewniane tabliczki Ema, na których odwrocie pisze się życzenie. Tu z parą kotków, dlatego używane są przeważnie w prośbach o znalezienie odpowiedniego partnera i udane małżeństwo.



Na terenie świątyni znajduje się pamiątkowy kamienny monument z napisem "miejsce pochodzenia ceramiki Imado", oraz drugi, informujący, że w tym miejscu umarł Sōji Okita, który wprawdzie nie przegrał żadnej walki, ale w wieku 25 lat pokonała go gruźlica. Tylko który jest na zdjęciu? ;)


Sōji Okita to genialny szermierz i jeden z ostatnich samurajów, walczący w schyłkowym okresie szogunatu Tokugawa (lata 60-te XIX wieku). Członek oddziału Shinsengumi. O tym okresie historycznym, zwanym Bakumatsu, opowiada znakomity film "When the Last Sword Is Drawn", ale też "Schyłek szogunatu", "Shoretsu shinsengumi - bakumatsu no doran", "Bakumatsu taiyoden", "Brutal Story at End of the Tokugawa Shogunate" i już chciałem dodać amerykańską superprodukcję "Ostatni samuraj", ale to przecież początek restauracji Meiji jest. Okita pojawia się też w ostatnim filmie Nagisy Oshimy, nominowanym w 2000 roku do Złotej Palmy w Cannes "Tabu". Ale i w kilku serialach anime - "Gintama" (ponad 200 odcinków, ale jakie motywy z kotami - patrz tu i tam), "Ruroni Kenshin", "Bakumatsu Kikansetsu Irohanihoheto", "Peace Maker Kurogane", czy "Hakuouki: Shinsengumi Kitan"i dramach (tych jednak nie oglądam, więc nie pomogę). Oraz oczywiście w grach - "Rurouni Kenshin Soul and Sword", "Fu-un Shinsengumi", "Kengo 0", "Era of Samurai: Code of Love" i spin-offie wielbionej przeze mnie serii "Yakuza", pod japońskim tytułem "Ryu ga Gotoku Ishin"- uff, mam nadzieję, że zaspokoiłem ciekawość ;)
W popkulturze często przedstawiany jest jako bishonen, co zresztą widać na załączonym obrazku :)


Kocia świątynia i słynny samuraj? Z takiego combo musiał powstać i komiks!


Skoro to kocia świątynia (neko-jinja), nic dziwnego, że pełno tu kocich figurek. Te dwa kotki poniżej, to Ishi Nade Neko (stone petting cats), a ich pogłaskanie przyniesie (jakżeby inaczej) szczęście :)



Ale kawaii kotków jest tu bardzo, bardzo dużo - takich prawdziwych też :)




Sklepik z dewocjonaliami. Kocimi dewocjonaliami :)



Oto moje zakupy (i prezenty). Ten niebieski, to omamori - amulet ochronny (ale też zapewniający szczęście). I teraz bardzo ważna uwaga, którą usłyszałem od znajomej Japonki, która wypowiedziała ją całkiem serio. NIE WOLNO nosić kilku omamori w jednej kieszeni, czy zawieszonych na jednym łańcuszku (nawet jeśli, jak w moim przypadku, były to tylko dobre, kocie bóstwa). To, że zapewniają noszącej je osobie szczęście, czy zdrowie (dwa lata temu w buddyjskiej kociej świątyni nabyłem omamori na dobre zdrowie i od tego czasu, ani razu nie chorowałem dłużej niż 1 dzień :) nie znaczy, że muszą się lubić między sobą - w końcu to bóstwa z różnych świątyń są.



Na koniec wizyty w tej magicznej świątyni, zjawiła się dobra wróżka...



I dała nam po czterolistnej koniczynie! :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz