sobota, 26 stycznia 2019

JAPONIA 32 - Tokio - Setagaya - Gotoku-ji Temple





Kocia Świątynia Gotoku-ji zyskała sporą popularność wśród polskich bloggerów i youtuberów, zajmujących się Japonią. Ustawione w rzędach setki figurek maneki-neko działają na wyobraźnię, a samo miejsce znajduje się w jednej z tokijskich dzielnic. Położona na zachodzie Setagaya, jest na tyle daleko, by nie dało się dostać tam metrem, ale w kilkanaście minut dojeżdża pociąg z wielkiego dworca w Shinjuku (a zapewne drugie kilkanaście minut poświęci się na znalezienie odpowiedniego peronu ;)
Ponieważ Odakyu Odawara Line, jest prywatną spółką kolejową, JR Pass nie będzie tu działał - ale spokojnie, bilet kosztuje zaledwie 190y.




I tak w maju 2016 roku dotarłem na stację Gotokuji, gdzie już przy wyjściu przywitał mnie kotek :)
Miłośnicy "Kroniki ptaka nakręcacza" wysiądą zapewne dopiero na następnej stacji, ale już tutaj wystarczy oddalić się nieco od głównych ulic, by móc pospacerować wąskimi dróżkami wśród jednorodzinnych domków (czasami ze studnią na podwórku), tak dobrze znanych z opisów w książce Murakamiego.



Do świątyni idzie się z dworca jakieś 20 minut, odpowiednio "udekorowaną" ulicą.



Warto po drodze zaglądać na sklepowe wystawy w poszukiwaniu przeróżnych kotków.



Gdy już dotrzemy pod świątynię, trzeba jeszcze zlokalizować wejście, co może zająć kolejne parę minut.


Buddyjska Świątynia Gotoku-ji pochodzi z epoki Edo (1603 – 1868) i zajmuje całkiem spory (zwłaszcza jak na Tokio) obszar, pełen zieleni z licznymi wiśniami, które zakwitają na przełomie marca i kwietnia. Wstęp jest bezpłatny, co czyni miejscówkę popularną wśród spacerowiczów, nawet tych nie mających żadnego związku z kotkami. Jest to także jedno z miejsc narodzin maneki-neko (inne to np. shintoistyczna Imado Shrine w dzielnicy Asakusa, którą opisałem w rozdziale 27).


Jak to w buddyjskiej świątyni, mamy dzwon (bez serca).




Pagodę.



A nawet cmentarz.



Hondo to główny pawilon w świątyniach buddyjskich, z salą modlitw.




Można zapalić kadzidło - jakże charakterystyczny jest widok osób machających rękami, by skierować unoszący się "oczyszczający" dym na siebie.



Zarówno w shinto, jak i buddyzmie, popularne są drewniane tabliczki Ema. Na odwrocie wypisuje się życzenie i wiesza w przeznaczonym do tego miejscu, licząc na jego spełnienie.



Jak dotychczas, większość widoków zupełnie jak z typowej buddyjskiej świątyni. Dopiero za tą bramą, znajduje się koci zakątek :)


Już widoczna tuż za wejściem kamienna latarnia, ma swoich kocich opiekunów :)


Mniejszy pawilon, ale za to jaki koci.




Wprawdzie nie powinno się fotografować ołtarzy, ale kocie bóstwa są z natury przychylne i nie powinny robić z tego powodu wielkich problemów


Można też kupić tabliczki Ema, amulety i oczywiście figurki meneki-neko różnej wielkości. Tyle, że nie tu, a w recepcji, w innej części świątyni (o czym dowiedziałem się niestety po fakcie).
Dokładne miejsce macie w 4:57 filmu o Gotoku-ji od Aiko & Emil.


Co ciekawe, w ich filmie pojawia się Hikonyan - urocza kocia maskotka zamku w Hikone. Zaraz wyjaśnię dlaczego i skąd tu tyle kotów.


Najpierw jednak należało się pokłonić.


Jak już wspominałem, Gotoku-ji, to jedno z kilku miejsc, które (zależnie w jaką z co najmniej 8 legend najbardziej się wierzy) uznaje się na miejsce narodzin maneki-neko.
Historia jest taka:
Pewnego dnia, a jeśli mam być bardziej dokładny, gdzieś w pierwszej połowie XVII wieku, przechodził tędy Ii Naotaka, potężny daimyō (władca feudalny) z Hikone (!)
Nagle przy wejściu do malutkiej świątyni zobaczył kotka, który machał łapką jakby przywołując go do siebie (w Japonii, wołając na kogoś, podnosi się wyprostowaną rękę i macha kilkukrotnie samą dłonią, skierowaną w dół). Podążył za zwierzakiem, a gdy tylko wszedł pod dach świątyni, rozpętała się burza. Z wdzięczności za schronienie, podarował odpowiednie fundusze na rozbudowę świątyni.
Z czasem opowieść o niezwykłym spotkaniu z kotem stawała się coraz bardziej znana, a ludzie zaczęli tu przynosić figurki kotka z podniesioną łapką, licząc na pomoc w spełnieniu życzeń.

Na pamiątkę tego spotkania, w 2007 roku oficjalną maskotką zamku w Hikone, został wybrany biały kotek nazwany Hikonyan (nyan to po japońsku miau :)

Ale to nie jedyna wersja tej historii. Znacznie bardziej prawdopodobnie brzmi taka:
Dawno, dawno temu (to znaczy, w pierwszej połowie XVII wieku), w deszczowy dzień podróżował tędy Ii Naotaka, trzeci Lord Hikone. Ulewa stawała się coraz silniejsza, więc nasz bohater zatrzymał się pod dużym drzewem, aby odpocząć i choć trochę się wysuszyć. Nagle dostrzegł machającego ku niemu kotka, jakby ten chciał, by pójść za nim. Tak też uczynił i zaraz za zakrętem dotarł do maleńkiej świątyni. W momencie gdy tylko schronił się przed ulewą pod dachem, w drzewo pod którym jeszcze niedawno stał, uderzył piorun. Wdzięczny za ocalenie życia, złożył szczodrą ofiarę, która pozwoliła rozbudować świątynię, a na pamiątkę spotkania z kotkiem, kazał postawić mu posąg przedstawiający białego kota z uniesioną w górę łapką (a więc maneki-neko). Wyznaczył również Gotoku-ji na miejsce pochówku dla swojej rodziny - znajduje się tu m.in grób daimyō Ii Naosuke (1815-1860).


Zakupiwszy już odpowiednią figurkę maneki-neko (w cenie od 500 do 5000 jenów) należy zanieść ją do domu i dopiero kiedy kotek sprawi, że życzenie się spełni, odnosi się z powrotem do świątyni.


Patrząc na te setki stojących tu pociesznych kotków, robi się miło w sercu, że aż tyle ludzkich życzeń się spełniło.







1 komentarz: