Po około 40 minutach podróży pociągiem docieram do miasteczka Frydek-Mistek.
W przewodniku "Czechy" z 1996 roku autor ubolewa, że posąg św. Floriana
stoi pośrodku nieczynnej fontanny i musi to być bardzo smutne dla
patrona strażaków. Jak widać ze zdjęcia, w 2014 roku Rob Humphreys
miałby wreszcie powód do radości.
Pierwszą "kocią knajpę" jaką odwiedzam jest U Černého kocoura przy ulicy Riegrova.
Jak widać, koty lubią sobie tutaj dobrze wypić :)
W środku wiele kocich elementów - jestem mile zaskoczony.
Kotek na pipie - tylko bez skojarzeń proszę ;)
Siadam w ogródku i obserwuję, jak sporo klientów przyjeżdża na rowerach, by wypić jedno-dwa jasne i później wrócić do domu - rzecz jakże normalna, ale niestety nie u nas...
Trochę zgłodniałem, więc zamawiam do piwa czeską specjalność.
Utopenec to marynowany serdelek z cebulką. Na polski tłumaczy się to topielec - zapewne dlatego iż taka kiełbaska potrafi być "utopiona" w szczelnie zamkniętym słoiku z octem nawet rok czasu.
Toaleta jest osobna dla kotek i kocurów :)
Muszę powoli wracać na dworzec. Po drodze spotykam kotka...
... a także ślimaka :)
Mam całkiem ładny widok na górę z jakimś budynkiem na szczycie. Kojarzy mi się z polskim szczytem Beskidu Wyspowego - Luboń Wielki. Czyżby tutaj też było schronisko?
Już się wydaje, iż nigdzie nie pojadę... na szczęście po chwili nadjeżdża pociąg do Ostravy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz